Leżałem tak nieprzytomny, ale za chwilę się ocknąłem. Lekko otworzyłem oczy i popatrzyłem na Blanco. Wszystko było rozmazane, ale mogłem ją zobaczyć. Ulżyło mi na jej widok, chyba nic jej się nie stało.
Zaraz podszedł człowiek. Z początku chciałem wręcz uciec, ale zorientowałem się, że jestem bezpieczny. Zaczął robić coś z moim rannym karkiem, bolało strasznie, ale w końcu gdyby tego nie robił, zginąłbym zapewne. On zakładał mi wtedy nowy opatrunek. Udało mi się usłyszeć ich rozmowę:
- I co z nim?
- Nie za dobrze. Zanim do niego dotarliśmy i zanieśliśmy tutaj stracił sporo krwi. Nie jestem pewien, czy przetrwa, ale wygląda na silnego, więc raczej wydobrzeje za kilka dni. W tym czasie będzie pod moją obserwacją w zagrodzie.
Byłem lekko zaniepokojony, bo troszeczkę z tego zrozumiałem. Następnego ranka, gdy Blanco poszła na polowanie, przenieśli mnie do średniej wielkości zagrody otoczonej mocną siatką, nie wiem, skąd ją wzięli. Przywiązali mnie za szyję na długim łańcuchu do wielkiego kawałka drewna wystającego z ziemi pośrodku mojego nowego wybiegu. Postawili mi tam misę z wodą i położyli trochę niestety już niezbyt świeżego mięsa. Nie tknąłem go nawet. Napiłem się tylko trochę wody i położyłem spać.
Pod wieczór obudził mnie jednak znajomy głos i kilka szturchnięć w bok. Zaraz poczułem zapach młodej, świeżo upolowanej gazeli. To wręcz zmusiło mnie do otworzenia oczu. Blanco stała przede mną z wyżej wymienionym roślinożercą i uśmiechała się.
- Witaj, śpiochu! – powiedziała puszczając zdobycz abym mógł ją zjeść.
- Cześć. – powiedziałem i zacząłem jeść.
Byłem głodny i to bardzo. Zjadłem całą gazelę i zostawiłem tylko kości i niektóre szczątki. Wylizałem pysk, ziewnąłem i z nudów zacząłem chodzić wokół drewna, do którego byłem przywiązany.
- Wiesz, co? Mam dobrą wiadomość! – powiedziała.
- Tak?
- Jutro rano cię wypuszczą! Znów będziesz wolny!
Ucieszyła mnie ta wiadomość, że aż liznąłem samicę w koniuszek nosa.
< Blanco? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz