Rano, po obudzeniu się, pobiegłam polować. Jak zwykle, słońce bardzo grzało, a wody było dosyć mało. Biegłam nasłuchując i próbując wywęszyć jakąś ofiarę, która byłaby moim śniadaniem. Samej trudno mi będzie coś upolować. Zwierzęta pewnie skryte są jeszcze i śpią, jest bardzo wcześnie. Miałam mimo wszystko nadzieję, że coś znajdę. Jakiś czas potem zobaczyłam młodą, pasącą się antylopę. Zaczaiłam się w długiej, suchej trawie, czekając na odpowiedni moment do ataku.
- Pomóc ci? – usłyszałam szept obok, popatrzyłam w tą stronę, z której dochodził głos. Stał tam też ukryty w trawie, uśmiechnięty samiec. Sama się uśmiechnęłam i zgodziłam.
Zaatakowaliśmy we dwójkę. Już po chwili antylopa padła. Zaczęliśmy jeść.
< Elektro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz