Niby nie było to nic dziwnego, ale byłem wyjątkowo aktywny. Chciałem upolować największą gazelę w okolicy. Siedziałem na gałęzi, ukryty pod wieloma liśćmi, które były dobrym kamuflażem. Tamten właśnie roślinożerca spory kawałek dalej skubał trawę. Nie chciałem tego robić, ale musiałem zejść z drzewa. Zeskoczyłem na niższą gałąź, potem jeszcze bardziej w dół, następnie jeszcze niżej i wkońcu zeskoczyłem z kilku metrów na ziemię. Dla lamparta to nic bolesnego, to normalne. Podszedłem ostrożnie do roślinożerca od tylu. Był on na skraju naprawdę sporego stada. Musiałem uważać, żeby żaden jego członek mnie nie zauważył. To byłaby porażka.
Wreszcie skoczyłem, spadłem wielkiej, jak na tem gatunek, gazeli na grzbiet i wgryzłem jej się w kark. Padła natychmiast. Potem szybko zaciągnąłem ją na najbliższe drzewo, położyłam się na gałęzi i zacząłem jeść. Potem położyłam się spać.
Minęły dwa dni, a gazela już była zjedzona. Co poradzić...
Poszedłem szukać nowego celu polowania.
Jednak za sobą usłyszałem szelest.
- Kim jesteś? - zapytałem, ale nikt nie odpowiedział. Odwróciłam się więc w tamtą stronę i zobaczyłem...
<Ktokolwiek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz